
To powoduje, że choć dzisiejsze silniki mają tendencje do spalania oleju pod obciążeniem, na wskaźniku poziomu oleju może… przybywać zamiast ubywać. Ale nie ma się z czego cieszyć, bo jest to zjawisko na tyle niebezpieczne, że na przykład Mazda umieszcza na wskaźniku, powyżej poziomu „max”, dodatkowe oznaczenie, po osiągnięciu którego olej należy natychmiast wymienić. Nieco przyjaźniej dla użytkownika rozwiązał to Opel (w Insigni czy Astrze J), gdzie występuje procentowy wskaźnik jakości oleju (świeży = 100%).
Olej degraduje się także pod wpływem kontaktu z powietrzem. Jest to powolny proces i przy zastosowaniu oleju syntetycznego na tyle nieszkodliwy, że jeśli producent silnika dopuszcza takie rozwiązanie, to mogą być bezpiecznie wymieniane co 24 miesiące.
- Wszystko zależy od sposobu eksploatacji samochodu. Jeśli jeździ głównie w trasie to olej można wymieniać zgodnie z zaleceniami producenta pojazdu. Jeżeli nasz silnik jest mocno wyeksploatowany to proces spalania paliwa jest mniej dokładny. Silnik produkuje więcej zanieczyszczeń i wtedy olej ulega szybszej degradacji. W takich przypadkach nawet jak eksploatujemy samochód w trasie zalecałbym skracanie interwałów o 1/3 w stosunku do zaleceń producenta. Podobnie polecałbym w aucie wykorzystywanym głównie na krótkie dojazdy do pracy. Tutaj również olej powinien być wymieniany co max 20 tys. km. Jeżeli ktoś ma zacięcie sportowe i silnik często pracuje w zakresach submaksymalnych czy silnik poddawany był tuningowi oznacza to dla oleju, że musi on odprowadzić znacznie większą ilość ciepła niż przy normalnej eksploatacji. To zaś prowadzi do przyśpieszonego utleniania oleju i może powodować odkładanie się zanieczyszczeń w silniku, zakleszczanie pierścieni, itd. W tym przypadku również skróciłbym interwał pomiędzy wymianami, aby zapobiec niebezpieczeństwu. Skracanie przebiegów pomiędzy wymianami w każdym z powyższych przypadków będzie z korzyścią dla żywotności naszego silnika – podsumowuje Andrzej Husiatyński.
Komentarze (2)